Koncepcja Antychrysta na tronie "stolicy Piotrowej" była już postulowana przez historycznych Reformatorów (Luter, Kalwin i inni) w ramach walki z papiestwem. Dzisiaj mało kto w historycznych kościołach protestanckich tę koncepcję wyznaje (próbują to robić adwentyści). Problem polega na jej niezgodności z tekstem samego Pisma, mówiącym o konkretnej osobie, a nie o urzędzie papieża. No i rzeczywiście Pismo mówi, że ta osoba przyjdzie we własnym imieniu i Żydzi ją przyjmą [Jan 5:43] jako Mesjasza. Że zasiądzie w świątyni i poda się za Boga [II Tes. 2:4]. Jest wielce wątpliwe, żeby mógł to być przywódca innej religii sprzecznej z judaizmem.
Pokój polityczny na skalę światową oraz możliwość odbudowy świątyni to będą argumenty znacznie ważniejsze niż dowody na pochodzenie z linii Dawidowej czy wypełnienie proroctw w takim stopniu jak to miało miejsce w odniesieniu do Jezusa. Problem zacznie się wtedy, gdy haczyk już będzie już złapany i połknięty.
wujcio napisał(a):
Natomiast skłaniałbym się do pomysłu, że to odrzucenie przez papieża terminu " Wikariusz Chrystusa" będzie miało ten skutek, że osoba antychrysta będzie mogła być zaakceptowana nie tylko przez Żydów ale przez muzułman, buddystów itp. czyli cały świat
Jeśli przyjdzie ktoś uznawany powszechnie za Chrystusa, to jego "zastępca" przestanie być już potrzebny. Ale przyda się do pomocy - no i ekumeniczny system religijny będzie już gotowy. Nie da się ukryć, że coraz więcej elementów zaczyna pasować do tekstu Słowa Bożego.