Zastanawiam się, czemu moja skromna wypowiedź prowokuje aż taką tyradę...
Szukający Sceptyk napisał(a):
Jedna czarna owca w stadzie zawsze się zdarzy. I o czym to świadczy?
O niczym. Gdyby nie to, że takich owiec są całe stada, niestety.
Cytuj:
Smok tłumacz angielskiego też przypomina świecki odpowiednik.
Gorzej Smok tańczący na weselu przypomina w tańcu świecką modę zupełnie te same ruchy i światowe trendy.
To jest dopiero nieporozumienie. Chyba, że Smok robiąc to, co robi, upodobniłby się do świata do tego stopnia, że nawet włączenie/wyłączenie fonii nie robiłoby żadnej różnicy. Chyba, że na przykład chciałby zatańczyć w okolicznym pubie salsę na golasa mówiąc świadectwa i popijając browarkiem "docierać z ewangelią do niewierzących konsumentów piwa i innych używek". Przebudzenie by było, że hej!
Cytuj:
Utożsamianie się ze swoim idolem jest tak oczywiste że upatrywanie się czegoś złego w tym świadczy o niepoczytalności.
Taaa... "Idol" to bardzo interesujące określenie. I często prawdziwe w tym kontekście niestety.
Cytuj:
Ciekawe jakby zareagował chrześcijanin gdy na odpowiedź że bardzo lubi książki Sienkiewicza dostałby odpowiedź Ty grzeszniku! Pewnie jeszcze chciałbyś mieć od niego autograf! Co za uwielbienie w stosunku do człowieka
My nie rozmawiamy o Sienkiewiczu i autografach, tylko o histerii nastolatek doprowadzanych do stanów transowych i odmiennych stanów świadomości, a następnie literalnie oddających chwałę swoim "idolom" (naprawdę odpowiednie określenie) podczas koncertów chrześcijańskich grup rockowych.
Cytuj:
Podziękowanie oklaskami artyście za udany występ jest częścią zabawy tak jak oklaski i gwizdy w teatrze po komediowej operetce.
Wyobraź sobie, że potrafię odróżnić oddawanie chwały człowiekowi i odbieranie chwały przez człowieka na koncertach rockowych od zwykłego podziękowania za udany występ - aż tak stary jeszcze nie jestem.
Cytuj:
Takie zastrzeżenia wynikają z ciasności myślenia.
"Ciasność myślenia" to jest stały zarzut świata przeciwko tym wierzącym, którzy nie chcą się do świata upodobnić. Dlatego nie dziwię się, że go stosujesz i nie mam Ci tego za złe.
Przypomniał mi się fragment kazania Davida Wilkersona:
"Bóg nienawidzi mieszanki prawdy i fałszu, rozpowszechnianej w kręgach charyzmatycznych. Mieszanka jest synonimem letniości i można ją dzisiaj znaleźć dosłownie wszędzie. Na przykład na tak zwanych chrześcijańskich koncertach rockowych. Zaczynają się one zwykle od ogłoszenia: “Jesteśmy tutaj, by służyć Jezusowi i uwielbić Go”. Następnie słyszymy słodziutką mowę o świętości, upamiętaniu i oddaniu życia Zbawicielowi. A potem nagle wydaje się jakby duch Elvisa Presleya ogarniał ich wszystkich i na naszych oczach zmieniają się w bezwstydnych, zmysłowych rockmanów. Zanim jeszcze całe zamieszanie dobiegnie końca, już się chwalą: “Docieramy z przesłaniem o Jezusie tam, gdzie Kościół nigdy nie pójdzie. Do barów, na koncerty świeckie, do MTV! Modlimy się, żeby dzięki Bożemu działaniu świat zwrócił na nas uwagę. Chcemy zdobyć te same tłumy, które zdobywa świat”.
Jeśli wierzyć słowom Jezusa, to powinni raczej zostać obrzuceni pomidorami i zmieceni ze sceny przez tę światową bandę buntowników - to znaczy, gdyby faktycznie usługiwali w Duchu. Gdyby tak było, świat tym bardziej by ich nienawidził. Piosenkarze muzyki gospel, którzy są akceptowani i uwielbiani przez świat, w rzeczywistości przestali działać w obecności Jezusa - stracili to, co właśnie powoduje odrzucenie przez świat. Ewangelia Jezusa Chrystusa jest zgorszeniem dla Żydów, a dla pogan głupstwem"
http://www.tscpulpitseries.org/polish/tslie.htmZdaje sobie sprawę, że skoro sam twierdzisz, że jesteś niewierzący, to poruszanie sprawy duchowego rozeznania nie ma sensu, bo nasza rozmowa będzie przybiegać w stylu "rozmawiała gęś z prosięciem" (prosię biorę na siebie, żeby Cię nie urazić). Nie jest to kwestia mojej "lepszości" tylko, powiedzmy, instrumentów wyczuwających duchową rzeczywistość stojącą za konkretną muzyką (które są decydujące w rozróżnianiu poszczególnych przypadków).
Mój syn przyniósł kiedyś do domu płytę P.O.D. - śpiewali o Jezusie, ale ja nie byłem w stanie znieść obecności ducha, który za tą muzyką stał.
Może nie mogę "pochwalić się tyloma duszyczkami" co Wilkerson, ale podzielam jego poglądy. Natomiast nawrócenia na koncertach i pantomimach mają to do siebie, że często są efektem chwilowej emocji i dlatego wymagają weryfikacji po pewnym czasie. Fakt, że ktoś "podniósł rękę" i "zagłosował na Pana Jezusa" wcale jeszcze nie dowodzi, że się narodził na nowo.
Przypominam również, że ewangelia ma moc zbawić każdego człowieka i nie wymaga opakowania, które może nieść ze sobą innego ducha niż Ten, w którym się ją pragnie głosić.
Cytuj:
Nosił Smok razy kilka
Jakoś nie czuję się "poniesiony". Wolę oglądać owoc upamiętania młodzieży nawróconej na koncertach niż statystyki "podniesionych rąk". A co do muzyki - świat miłuje to, co jest jego. I nie chodzi tutaj o środki wyrazu, lecz o przymilanie się światu pod pretekstem "zdobywania go dla Jezusa" - potem okazuje się, że to świat stawia warunki, a chrześcijański artysta staje się jakby coraz mniej bezkompromisowy w swoim przesłaniu. Polecam rodział pt. "Ewangelizacja świadoma muzyki" w poniższym artykule:
http://www.ulicaprosta.net/pl/aa_cz1_pr ... iadomi.php
Sceptyku, nie wiem, co takiego udowodniłeś i komu, ale grunt, że masz dobre samopoczucie.
P.S.
Nie twierdzę, że wszyscy nawróceni np. na ewangelizacjach Pierce'a nie narodzili się na nowo. Zwracam uwagę na to, że duch wprowadzający ludzi w ekstazę i wykrzykujący słowo "Jezus" nie musi być Duchem Świętym. To tyle z mojej strony, żebyście mnie nie zjedli...